Machina Arcana: Ruszamy w mrok

Już od pierwszych chwil, gdy zeszliśmy do tych podziemnych labiryntów, czułam że z tym miejscem coś jest nie tak. Ogarniał mnie jakiś pierwotny lęk, taki którego źródła nie byłam wstanie sprecyzować. Temu uczuciu jednak towarzyszyło coś jeszcze, nieodparta chęć podążenia w głąb tych ciemnych, zimnych i ziejącym wilgocią korytarzy, które wydawały się jednak w jakiś dziwaczny sposób gościnne.
Kilka kroków dalej i te abstrakcyjne uczucia stały się wspomnieniem a nasza grupa została bezlitośnie sprowadzona na ziemię, a raczej wrzucona do jakiejś krainy koszmaru…
Coś co do tej pory nie zdradzało swojej obecności, wypełzło nagle w jakiś niezgodny z prawami fizyki sposób, spod naszych stóp i oplotło nasze nogi niczym korzenie wiekowego drzewa. Zanim zdążyliśmy się zorientować, jedna z macek owinęła się Phillipowi wokół szyi, walczyliśmy z czasem próbując uwolnić go z śmiercionośnego uścisku, niestety nie udało nam się oswobodzić go na czas…
Groza przybrała teraz na sile jeszcze bardziej, straciliśmy jednego z członków naszej grupy i byliśmy już pewni, że nie jesteśmy bezpieczni, ale jakaś niepojęta siła pchała nas dalej w głąb mrocznych korytarzy.
Szliśmy tak wiele godzin i jak w transie siekaliśmy kolejne abominacje. Zziajani, oblepieni śmierdzącą krwią i śluzem dotarliśmy w końcu do niekończących się schodów, które doprowadziły nas do ogromnego pomieszczenia. Od razu nasze nozdrza poraził odór nie do zniesienia. To co ujrzeliśmy, było tak makabryczne, że na moment zabrakło nam tchu…

CZYTAJ DALEJ (SPOILER FINAŁU SCENARIUSZA)


Przed nami piętrzyła się piramida ludzkich ciał a wokół niej zgromadziła się grupa kultystów, którzy jak w transie powtarzali sekwencję ruchów i bełkotali pod nosem jakieś niezrozumiałe inkantacje. Byli oni tak zaabsorbowani odprawianiem rytuału, że zupełnie nie zwrócili na nas uwagi.
Chociaż niepojęty koszmar rozlewał się po całym pomieszczeniu i każda część mojego ciała krzyczała, żeby wziąć nogi za pas, byliśmy jednogłośni co do tego, że musimy przerwać ten rytuał za wszelką cenę.
Każde z nas obrało swój pierwszy cel i postanowiliśmy zaatakować z daleka. Pierwsi kultyści padli na ziemię ale ku naszemu zdziwieniu, pozostali nie zaatakowali nas. Zamiast tego zacieśnili krąg i kontynuowali rytuał. Wiedzieliśmy, że czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Ruszyliśmy w kierunku pozostałych trzech i z tymi też udało nam się rozprawić bez większego problemu. Całą ta sytuacja była bardzo dziwaczna.
Staliśmy teraz w osłupieniu, wpatrując się w makabryczny stos gnijących ciał. Nie czuliśmy zadowolenia ani ulgi. Przerwaliśmy rytuał ale czuliśmy wszyscy, że to jeszcze nie koniec. Po chwili ruszyliśmy do wyjścia ale żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę, przemierzyliśmy całą drogę na powierzchnię w całkowitym milczeniu.

1 thought on “Machina Arcana: Ruszamy w mrok

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *