[Uwaga spoiler!]
Na miasteczko Sceau padł blady strach. Roje szczurów pojawiły się znikąd i w takiej ilości, że można było zwątpić w naturalną przyczynę tej sytuacji. Mieszkańcy rozpaczliwie szukali sposobu na przetrwanie, każdy na swój sposób ale choroby i głód zbierały żniwa każdego kolejnego dnia. W obliczu Kary Boskiej nieliczni trzymali się nadziei, że wciąż można coś zaradzić. Wiara ta przejawiała się w różnorakich ekstremizmach. Miejscowy drwal postanowił skupić się na swych korzeniach i wierze ojców. W końcu Bóg nie miał mu nic do zaoferowania skoro dopuścił do takiej klęski. Ruszył do kniei by zapolować na diabelskie pomioty, których harce i dzikie śmiechy było słychać niosące się wiatrem.
Diabły przyjmowały najrozmaitsze formy, jedne wielkich rogatych szczurów o płonących oczach, inne bardziej podobne do kozła. Zawsze otaczały je plagi wygłodniałych szczurów a one same roztaczały jakąś złowieszczą aurę. Drwal zapuszczał się coraz głębiej w głuszę rozłupując czaski kolejnych plugawych pomiotów. Czasami były one nawet ironiczne. Jednego razu usłyszał plotki że jakieś dziwne dogłosy dobiegają z dzwonnicy klasztornej. Nie dowierzał, że diabelstwo mogłoby dopuścić się wtargnięcia na uświęconą ziemię, jednak kiedy wdrapał się na szczyt wierzy, plotki okazały się prawdą. Ujrzał rozbrykane diable które nic nie robiło sobie z faktu, że jest to obiekt sakralny. Axelor nie zastanawiał się długo i chwycił za sznur dzwonu, wtedy poczwara rzuciła się na niego z pazurami i zaczęła kąsać w amoku każdą nieosłoniętą część jego ciała. Udało mu się zabić w dzwon a diabeł jak poparzony, porzucił kąsanie i wyskoczył z wieży głową w dół.
Nasz dzielny pogromca diabelskich pomiotów miał już dość diablich szczątek by odprawić najwyższy rytuał przyzwania Starego Boga. Postanowił udać się do strażnicy jednak gdy już miał wyruszać coś jakby szeptało mu żeby sprawdzić opuszczoną część miasta która leżała w zupełnie innym kierunku niż cel jego podróży.
Dał się zwieść. Kiedy dotarł do opuszczonej dzielnicy, natychmiast otoczyły go roje szczurów, odcinając drogę ucieczki a przed nim stanęło, rogate monstrum, mierzące przynajmniej dwa razy tyle co on sam. Bestia szczerząc pysk w dziwacznym uśmiechu wyszczerzyła niezliczoną ilość kłów i zwróciła się do swego gościa:
“Ależ widzę bratnią duszę,
tędy powiedz czemu tuszę
że ktoś taki zły bez miary
tu za innych znosi kary?”
Axelor stał bez ruchu. Nie rozumiał dokładnie co diabeł do niego mówi, na pewno próbował go zwieść ale pewność, że podjęte wybory były słuszne, zaczęła słabnąć.
Bestia prawiła dalej:
“Wraz z Ucztą Głodu Koniec nastanie.”
Drwal stał bezmyślnie w bezruchu a do jego uszu wlewała się jedynie ta piekielna rymowanka:
“Upływ czasu znaczyć będę bólem,
bo mnie szczury obwołały swym królem!
Lecz żaden tam ze mnie jest pomiot królewski,
Lucyfer i jego ojciec niebieski
zesłali mnie tutaj na dzień, może dwa,
by wszystko zostało pożarte do cna.”
Śmiałek zrozumiał, że z tym czortem nie da rady zmierzyć się dzierżąc jedynie siekierę w dłoni. Otrząsnąwszy się z osłupienia, rzucił się do ucieczki nie bacząc na kąsające go szczury. Biegł przed siebie ile sił w nogach nie oglądając się za siebie, gdy nagle zrozumiał że nic już go nie ściga. Czyżby Szczurzy Król celowo pozwolił mu uciec?
Gdy dotarł na miejsce, nie zwlekając ani chwili, ułożył diabelskie szczątki w stosie. Truchła szybko zajęły się ogniem a w około roznosił się słodkawy zapach siarki. Kiedy uniósł wzrok znad ogniska, spostrzegł że wokół niego gromadzą się szczury, ustawione w równym kręgu, jakby oddzielała go od nich jakaś magiczna bariera. Zerwał się silny wiatr i ogień zaczął przygasać. Axelor dorzucał zeschłe liście, i wszystko co tylko mógł znaleźć wokół siebie a co mogło podtrzymać ogień ale płomienie ciągle słąbły. Choć próbował osłaniać ogień tworząc osłonę przed wiatrem z własnego ciała, ogień wciąż przygasał, w końcu nie było już go czym podsycać. Plaga czarnych futrzastych kreatur, których oczy płonęły niczym węgielki z ogniska, rzuciła się na drwala.
Axelor zawiódł ale nie był on jedynym, który postanowił zaryzykować swoje życie w obronie tego świata. U niektórych wiara boska stała się teraz nawet bardziej zagorzała. Jedna z sióstr zakonnych postanowiła opuścić mury kaplicy i nieść święte światło tam, gdzie najbardziej go brakowało. Chodziła po domach oferując mieszkańcom swoją pomoc i wsparcie duchowe. Widząc jednak, że mrok coraz bardziej się rozprzestrzenia a wiara ludzi słabnie z każdym dniem, postanowiła wrócić do kaplicy i oddać się oczyszczającej modlitwie. Wierzyła bowiem, że jeśli jej wiara okaże się wystarczająco gorliwa, uda jej się ubłagać bożą łaskę. Na dowód swej wiary pokładanej w jedynym Bogu, zniszczyła święte relikwie by oddać je na powrót w boskie ręce i udowodnić pełne zawierzenie w jego łaskę. Modliła się najgłośniej jak potrafiła starając się skupić jedynie na wypowiadanych słowach by nie popaść w szaleństwo, widząc co działo się wokół niej.
Co raz to zmieniały się obrazy, które widziała wokół siebie, Wydawało się że nie jest wcale w kaplicy ale w prastarym Gaju, gdzie trwają jakieś pogańskie obrzędy. Zniekształcone postacie odziane w futra i noszące poroża na głowach, oddawały się jakimś plugawym praktykom wokół ogniska. Słychać było głośne miarowe uderzenia w bębny, brzmiały jakby miały zagrzewać do walki.
Nagle coś się wydarzyło, ze strachu musiała pomylić słowa modlitwy i wszystko rozpłynęło się w powietrzu a dziwna mgła wydawała się wdzierać do kaplicy jak macki jakiejś upiornej istoty. Spojrzała błagalnym wzrokiem na zgromadzonych wiernych, prosząc o wsparcie w modlitwach. Jednak gdy ponownie zaczęła recytować wersy świętej księgi, niewielu ze zgromadzonych do niej dołączyło. Kolorowe promienie słońca, wpadające przez witraże okienne, zaczęły snuć się po kaplicy znowu tworząc obraz, tym razem wydawało jej się że stoi pośród ogromnych kamieni a wokół niej znów słychać bębny i zawodzenie odzianych w futra i poroża postaci. Po chwili znów stała nad starym jeziorem, trzymając w rękach świętą relikwię, w oddali widziała trwający rytuał i grupę zgromadzonych pogan. Zaczęła recytować słowa oczyszczenia i pochyliła się nad wodą. Słyszała, że wielu zgromadzonych wspiera ją teraz w modlitwie. Gdy tylko święty przedmiot dotkną wody, świece na pogańskim ołtarzu zgasły a po chwili stojący na nim idol bożka zaczął pękać. Po chwili ołtarz rozpłynął się w powietrzu a bębny umilkły.
Usłyszała odległe bicie dzwonu a gdy otworzyła oczy znowu stała w kaplicy, otoczona przez klęczących wokół niej wiernych. Wzrok wszystkich zgromadzonych skierowany był ku górze, siostra Grace spojrzała nad siebie. Oniemiała… Sklepienie kaplicy przenikała świetlista postać, której blask niemal oślepiał i ciężko było jej utrzymać otwarte oczy.
Istota uderzyła skrzydłami w powietrzu i diabelskie mary rozpadają się na popiół. Uderzyła znowu i wszystkie szczury w panice rzuciły się do ucieczki, jedne potopiły się w rzece inne spłonęły żywym ogniem. Trzecie uderzenie skrzydeł ukazało wszystkim walące się samotne drzewo a potem krąg nad rzeką i kapliczki hołdujące dawnym tradycjom. Wszystko to rozpadło się aż nie pozostało nic nieczystego.
Świetlista postać zawisła majestatycznie w powietrzu a jej twarz skierowała się ku stojącej w bezruchu siostrze. Anioł Boży przemówił do niej, a jego głos napełniał nadzieją i spokojem, rzekł:
“W tym czasie próby jest jeszcze nadzieja dla waszej krainy. Dowiedź przede mną i Bogiem, że jeszcze tli się tu wiara.”
Jeszcze tego samego wieczoru na wieży klasztornej rozbrzmiał dźwięk dzwonu, zakonnica dawno nie widziała tylu wiernych zgromadzonych na mszy. Wszyscy składali teraz dziękczynne modły, wyrzekając się starych bóstw i pogańskich obrzędów. Mieszkańcy znieśli do kaplicy kamienie z rozbitych pogańskich kapliczek które po poświęceniu utworzyły nowy monumentalny ołtarz nad którym górował teraz przepiękny witraż, przedstawiający siostrę zakonną rozmawiającą z aniołem i strącającą diabły w piekielne czeluści.