Kolejny dziwny i zawiły sen. Ocknęliśmy się w jakimś podziemnym labiryncie, gdzie otaczały nas te paskudne pająki, były dosłownie wszędzie! Godzinami szukaliśmy wyjścia, jakiegoś światła na końcu tych wilgotnych tuneli, które objawi nam drogę wyjścia. Dałabym głowę, że gdy skręcaliśmy w kolejną odnogę, przed nami otwierał się już wcześniej widziany korytarz, tylko w jakimś dziwnie zniekształconym układzie. Co jakiś czas słyszeliśmy też przed sobą coś, co wydawało z siebie takie dźwięki, że byliśmy pewni, że nie chcemy tego spotkać. Trzeba było zmodyfikować plan i obrać inną drogę. Kluczyliśmy tak godzinami, aż dotarliśmy…
…dotarliśmy do serca podziemi…