Nagle usłyszeliśmy hałas i niepokojące trzaski, dobiegające zza drzwi strychu. Grzmoty i dźwięk wyładowań elektrycznych to zdecydowanie znak, że kończy nam się czas na zbadanie tej sprawy… no i ujście z tego przeklętego miejsca z życiem.
Nie ma rady, z impetem wyważamy drzwi strychu i jak jeden, ładujemy się do środka. Na podłodze widzimy krąg rytualny a w jego środku znajdujący się niestabilny portal, otwierający przejście do innych światów lub wymiarów… Nie jestem pewien. Wszyscy stoimy tak przez kilkanaście sekund oszołomieni niepokojącym
dźwiękiem.
🔈Carson pobladł i zaczął ciężko oddychać, martwiliśmy się o niego bo miał już swoje lata i postanowiliśmy, że odpocznie sobie chwilkę w holu a my we troje coś wymyślimy.
Wendy od lat zajmowała się badaniem dziwnych zdarzeń i nie raz natknęła się na ślady praktyk okultystycznych. Z całkowitym przekonaniem uznała, że powinniśmy być w stanie odwrócić działanie rytuału i zerknęła w kierunku Minh. Ta ścisnęła jeszcze mocniej starą księgę, której nie wypuszczała z rąk odkąd opuściła biuro i skinęła nieśmiało głową, głośno przełykając ślinę.
Zróbmy to! Krzyknął William, otrząsając się, jakby chciał zrzucić z siebie fizyczne cząsteczki szaleństwa, o które mogły przyprawić dźwięki portalu.
Minh otworzyła księgę i wspólnie zaczęliśmy recytować pradawne słowa w niej zapisane. Zakończyliśmy inkantację ale nic się nie stało. Byliśmy pewni, że kontrrytuał nie zadziałał i czekaliśmy na nieunikniony koniec… Nagle zielonkawa energia portalu jakby wezbrała na sile a jej refleksy rozbłysły po całym pomieszczeniu tak jasno, że musieliśmy zasłonić oczy. Kiedy ponownie je otworzyłem, zobaczyłem że portal zasklepia się, zupełnie jakby ktoś tkał na nim zasłonę. Zapadła cisza.
Nie wiem ile czasu minęło zanim odważyliśmy się ruszyć i wyszliśmy na dziedziniec posiadłości. Na zewnątrz było już zupełnie jasno a przed domem stało całe stado reporterów. Kobieta w kocich okularach i z notesem w dłoni wykrzyczała piskliwym głosem: Co tu się stało?! i skinęła głową wskazując na rozerwane poszycie dachu. Nie było czasu by się zastanowić ale wiedziałem, że nikt, kto twardo tkwi w normalności nie byłby w stanie przełknąć prawdy. Meteor…, odchrząknąłem i powtórzyłem, meteor uderzył w dom naszego astronoma amatora… Biedak… A zeszliśmy się tu właśnie by wspólnie obserwować rzadką koniunkcję ciał niebieskich. Co za nieszczęście! Krzyknąłem i sam nie uwierzyłem, że cała ta historia wyszła z moich ust. Co za strata!, krzyknęli zgodnie reporterzy. Tak, burknąłem i wymieniłem dyskretne spojrzenia z współtowarzyszami po czym oddaliliśmy się w kierunku miasta.