Gloomhaven: Szczęki Lwa – Nieoczekiwane rozwiązanie sprawy i nowe gadżeciki

[Uwaga Spoiler! #3]
Dawno nie mieliśmy okazji wyspać się w ciepłym łóżku i najeść do syta dobrze przyprawionym gulaszem. Pewnie dlatego smakuje on zawsze tak dobrze Pod Śpiącym Lwem… Marzymy o tym żeby na dłużej zostać w przytulnych murach karczmy i spędzić spokojny wieczór popijając wino przy dźwięku strzelających iskier i cieple ognia kominka. Tak… Marzenia. Rzeczywistość jest jednak brutalna i gdy tylko otworzyliśmy oczy, wiedzieliśmy że nie mamy ani godziny do zmarnowania. Zerwaliśmy się na nogi bladym świtem by odszukać tajemniczego jegomościa Rolanda. Przez kilka godzin błąkaliśmy się po mieście rozpytując ludzi ale nikt nie kojarzył człowieka o takim imieniu. Tonący Rynek to już ostatnie miejsce gdzie mogliśmy zaczerpnąć języka ale i tutaj nikt o Rolandzie nie słyszał. Rozglądamy się więc uważnie przechadzając się pomiędzy straganami, jatkami i wozami z ładunkiem. W pewnym momencie zauważyliśmy 2 szczuroków, którzy zaczepiają przechodniów oferując swoje usługi utylizacji zwłok. Popatrzyliśmy na siebie. To nasz najlepszy, czytaj jedyny, trop!
Po chwili staliśmy już całą czwórką przy tej dwójce cwaniaczków. Otoczyliśmy ich i starając się nie wzbudzać sensacji, w milczeniu przyparliśmy do muru. Spokojnym i zniżonym głosem udało nam się przekonać naszych szczuroczych “przyjaciół” by wyjawili co wiedzą na temat owego Rolanda. No może nie obyło się bez kilku niepozornych kuksańców…
Nasz trop stawał się coraz bardziej solidny. Od razu ruszyliśmy na przystań, gdzie miało znajdować się miejsce składowania nie-żywego towaru.

Gdy tylko dotarliśmy na miejsce nie mieliśmy wątpliwości o które miejsce dokładnie chodziło. Przy gnijącym drewnianym pomoście przycumowany był obskurny statek, z którego kadłuba wyciekała jakaś czarna maź a zapach przeszkadzał nawet tak niewykwintnym nosom jak nasze. Z początku zamierzaliśmy obejść okolicę i wślizgnąć się na pokład niepostrzeżenie. Był on jednak trudny w wykonaniu, biorąc pod uwagę że na przystani poza nami nie było nikogo. Strażnicy pełniący wartę przy rampie pokładowej od razu nas zauważyli i zaczęci gestykulować byśmy czym prędzej się oddalili, robiąc przy tym groźne miny. Nie pozostawili nam wyboru, pomogliśmy chłopakom stuknąć się głowami, jakby to były dwa dzbany piwa i nie zwlekając wtarabaniliśmy się do ładowni.
Odór był tutaj nie do zniesienia jednak szybko przestało nam to przeszkadzać bo mieliśmy na głowie sprawy niecierpiące zwłoki. Niemała grupa szczuroków rzuciła się na nas szarżą. Kiedy udało nam się wszystkich obezwładnić, wpadliśmy do kolejnego pomieszczenia gdzie jacyś zakapturzeni szaleńcy odprawiali niecodzienny rytuał wokół ołtarza stworzonego z fragmentów ludzkich ciał. Staliśmy tak przez chwilą a kultyści pogrążeni we wspólnym zawodzeniu, zdawali się nas nie zauważać. No cóż… gospodarze najwidoczniej nie wiedzą jak podejmować gości ale skoro już tu jesteśmy to trzeba wprosić się na imprezę! Tłukliśmy wszystko co się rusza, jakbyśmy byli odurzeni tym smrodem. Kiedy było po wszystkim, ścielające się po ziemi trupy Zelotów nie robiły żadnego wrażenia w obliczu monstrualnego ołtarza z ludzkich zwłok. Usmarowani tą ohydną mazią, musieliśmy wyrzucić z siebie co nam leżało na sercu. Trzeba było jednak dokładnie zbadać to miejsce.
W gąszczu piętrzących się szczątek dostrzegliśmy coś błyszczącego. Był to talizman, szybko rozpoznaliśmy że to zapewne ten sam o którym wspomniała kobieta, która zleciła nam odszukanie męża. Chociaż tyle, wdowa będzie mogła zaznać spokoju. Po Rolandzie jednak ani śladu… W kabinie trafiliśmy jednak na prowizoryczną mapę, bez wątpienia przedstawiającą plan Dzielnicy Kotlarzy, na którym jeden z budynków był wyraźnie zaznaczony. Trzeba będzie to sprawdzić ale najpierw kąpiel…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *