Czerwcówkowe przygody nie tylko na planszy

Długi czerwcowy weekend był w tym roku wyjątkowy, nie tylko dlatego, że jego początek wypadał jeszcze w maju, ale za sprawą pierwszego grania z Mahtee w realu.

Wygląda na to, że przy okazji udało się zarazić naszą pasją kilka osób. Bawiliśmy się świetnie! Nasze plecaki z planszówkami zajmowały większość bagażnika a czasu na ogranie wszystkiego jak zwykle było za mało, bo bieszczadzki klimat zachęcał do wycieczek i grillowania. Nie ominęły nas niespodziewane przygody! Wybraliśmy się na spływ kajakowy – to był czysty relaks, plusk wody, piękna przyroda i pogoda nam się udała. No prawie… gdy już spłynęliśmy zrobiło się burzowo, więc w oczekiwaniu na naszych kierowców postanowiliśmy pójść do pobliskiego ośrodka wypoczynkowego i niestety po drodze złapało nas oberwanie chmury. Przemoklibyśmy do suchej nitki gdyby nie brawurowa akcja ratunkowa ze strony holenderskiego turysty, który 30 sekund wcześniej zatrzymał się zapytać o drogę i gdy z nieba polała się ściana wody, on niczym rycerz, choć nie na białym koniu a z białą przyczepą campingową, ruszył nam dziarsko na ratunek i zaprosił do środka. Nie bacząc na to, że nasza radosna karawana stała dosłownie na środku rozwidlającej się drogi, przeczekaliśmy ulewę. Te wszystkie atrakcje sprawiły, że nieco zgłodnieliśmy i z polecenia naszego gospodarza z Komandorówki gdzie nocowaliśmy, pojechaliśmy we wspaniałe miejsce, z pięknym widokiem i przepysznym jedzonkiem prosto z foodtracka Nasza Szama
Wieczór spędziliśmy grając w Brzdęka w klimatycznej altanie, w końcu po takim dniu trzeba było się rozgrzać a ziejący ogniem smok doskonale się do tego nadawał!
Choć to wszystko już satysfakcjonująco wypełniło nam wyjazd, grillowe obżarstwo trzeba było troszeczkę rozchodzić. Wybraliśmy się więc na wieżę widokową nieopodal Cisnej, gdy my sobie tak spacerowo człapaliśmy mijali nas rowerzyści i biegacze bo była to trasa, gdzie właśnie tego dnia odbywał się Bieg Rzeźnika. Do tego to trzeba mieć zdrowie 😀 Jako że wróciliśmy z wycieczki w doskonałym humorze, trzeba było wprowadzić do naszego życia nieco balansu i tak postanowiliśmy, że trzeba się na wzajem nieco unieszczęśliwić grając w Cthulhu Gloom-a. Niestety zawsze nadchodzi ten dzień, kiedy trzeba wracać do domu ale… kto powiedział, że nie można odprawić pogańskiego rytuału, by przedłużyć sobie urlop o jeszcze jeden dzień? Tak też zrobiliśmy i jeszcze tego samego wieczora ganialiśmy się po Roanoke jako Wiedźma i Łowca w grze Pagan a , że grania w planszówki nigdy za wiele, na dobranoc było Leśne Rozdanie by wyciszyć te wszystkie emocje przy sadzeniu lasu. Ostatni dzień to był Kosmos! Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy na niezbadaną planetę Wenora. Eksploracja nowego świata wymagała od nas bardzo ścisłej współpracy. Galaretowate, ciasteczkowate i mackowate twory wessały nas do reszty, twarze usmarowane mieliśmy jakimś kosmicznym pyłem z halucynogennych grzybów rosnących na tej dziwacznej planecie. Gdyby nie Luna chyba nie bylibyśmy w stanie doczłapać się z powrotem do lądownika. I tak Unsettled znalazło się i w mojej kolekcji kilka dni później, nie mogło przecież być inaczej 😛

Z niecierpliwością czekam na kolejny tak udany urlop i dzień kiedy ktoś odkryje teleportację by Mahtee nie musiał tyle czasu tłuc się pociągami!

1

1 thought on “Czerwcówkowe przygody nie tylko na planszy

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *